Czy i jakie korzyści możemy wynieść z rozpoczynającego się w Warszawie szczytu klimatycznego, ocenia Paweł Szałamacha z Instytutu Sobieskiego w rozmowie z Radkiem Molendą.
Szczyt klimatyczny COP19 rozpocznie się w stolicy 11 listopada. Jak Pan do niego podchodzi?
Polityka energetyczno-klimatyczna stworzyła bardzo silne, popierające ją grupy interesu zarówno wśród środowisk naukowych, jak i gospodarczych. W czasie takich szczytów ich uczestnicy wzajemnie utwierdzają się w przekonaniu, że obrali słuszny kierunek. Jednak realne decyzje zapadają gdzie indziej i kiedy indziej, np. podczas rozpatrywania projektów Komisji Europejskiej przez Radę Europy. Konferencje takie jak planowana na 11 listopada mają charakter trochę naukowy, trochę propagandowy. Są drogie, ale to – niestety – część życia politycznego, polskiego i międzynarodowego, od lat.
Zjadą się antyglobaliści i to wszystko w Dzień Niepodległości.
Tak, zważywszy na prowokację sprzed dwóch lat, kiedy niemieccy bojówkarze bili naszych obywateli w stolicy w Dzień Niepodległości, można mieć wątpliwości co do wyboru daty. Równie ważny problem to wpływ, nawet pośredni, takich szczytów na polską elektroenergetykę. Zmiana zapisów rozwiązań zawartych w pakiecie klimatycznym (główną jego ideą jest hasło 3 razy 20 proc., tj. redukcja emisji CO2 o 20 proc., uzyskanie 20 proc. udziału Odnawialnych Źródeł Energii w zużyciu energii, 20-procentowa poprawa efektywności energetycznej – przyp. RM) jest bardzo potrzebna. Cena, którą zgodnie z zapisami pakietu elektrownia będzie musiała zapłacić za każdą tonę wyemitowanego CO2, będzie doliczana do ceny kilowatogodziny sprzedawanej gospodarstwom domowym i przemysłowym energii. Krótko mówiąc: zapłacimy za to my wszyscy. A w związku z tym, że te ceny w przypadku gospodarstw domowych są jeszcze w jakiś sposób kontrolowane przez Urząd Regulacji Energetyki, elektrownie obawiają się, że nie zarobią na siebie. Spółki Skarbu Państwa bronią się przed podejmowaniem decyzji inwestycyjnych rzędu miliardów złotych; twierdzą, że nie opłaca się budować nowych mocy energetycznych, stawiać nowych bloków.
Warto przypomnieć, że polska energetyka stoi na węglu.
A z nią związanych jest wiele gałęzi polskiego przemysłu. We Francji, gdzie energetyka jest postawiona na atomie, działa wiele firm związanych z nauką i inżynierią nuklearną, przetwarzaniem i utylizacją odpadów nuklearnych. Podobnie w Polsce z węglem jest powiązanych wiele przedsiębiorstw np. produkujących maszyny wydobywcze, turbiny. Gdybyśmy się zdecydowali na wygaszenie energetyki węglowej, wiele firm z długą tradycją by upadło, a tysiące ludzi straciłoby miejsca pracy. Zduszenie w Polsce tego sektora, który funkcjonuje jako jedna z podstaw polskiej gospodarki, byłoby samobójcze.
Może więc jednak dałoby się wykorzystać warszawski szczyt jako próbę wprowadzenia korekty do pakietu?
Z pewnością w okresie kryzysu finansowego i gospodarki europejskiej w fazie stagnacji byłoby Polsce o to łatwiej. Polska miała już wcześniej otwarte pole negocjacji, gdy wiodące państwa bloku euro forsowały pakt fiskalny w celu ratowania strefy euro. Państwom tym zależało na naszym poparciu potrzebnym im do przyjęcia korzystnych dla nich rozwiązań. Obecna ekipa rządząca w Polsce powinna była wtedy położyć na stół negocjacyjny pakiet energetyczno-klimatyczny, domagając się poparcia dla dokonania w nim korzystnych dla Polski zmian. Na przykład obniżenia limitu emisji CO2 z 20 na 15 proc. albo odroczenia wejścia tych niekorzystnych dla Polski regulacji w życie o kilka lat.
Niestety, polska strona nic na stół dotąd nie wyłożyła i trudno się spodziewać, że obecnie wyłoży. Donald Tusk bezrefleksyjnie przyjął pakt fiskalny, bez jakiejkolwiek próby gry o rozwiązania dla Polski korzystne.
Premier tłumaczy, że zmieniać można było w 2007 roku, a w 2008 roku i obecnie jest to niemożliwe ze względu na unijne procedury.
Tak nie jest. Myślę, że chodzi o to, że jak już raz człowiek wejdzie na określoną ścieżkę, później bardzo trudno mu się przyznać do błędu. Musiałby dokonać korekty własnych decyzji. Już wielokrotnie w Unii Europejskiej mieliśmy sytuację, że dokonywano renegocjacji wcześniej przyjętych ustaleń. Tymczasem mamy do czynienia z przerzucaniem odpowiedzialności za pakiet klimatyczny na rządy PiS-u w 2007 roku. Jednak pakiet został podpisany na szczycie grudniowym w 2008 roku, kiedy Polskę reprezentował Tusk. To on zgodził na pakiet klimatyczny z tymi, a nie innymi zapisami.
Niestety, całość postepowania w sprawach zagranicznych ekipy Tusk-Sikorski polega na potakiwaniu. Nie mają oni zdolności do zdefiniowania polskich celów politycznych czy gospodarczych i walki o nie. Zresztą już wielokrotnie przyznawali, że chcą płynąć z „głównym nurtem” i nie wychylać się. A tu trzeba się wychylać, trzeba głośno mówić.
O czym głównie?
O tym, powtórzę, że w Europie są różnego typu gospodarki. Inaczej działające we Francji, Niemczech, Włoszech, Skandynawii i Polsce. My mamy typ oparty na energii z węgla. Mamy prawo oczekiwać, że nasze interesy z tym związane będą wzięte pod uwagę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Trzeba się wychylać
Czy i jakie korzyści możemy wynieść z rozpoczynającego się w Warszawie szczytu klimatycznego, ocenia Paweł Szałamacha z Instytutu Sobieskiego w rozmowie z Radkiem Molendą.
Szczyt klimatyczny COP19 rozpocznie się w stolicy 11 listopada. Jak Pan do niego podchodzi?
Polityka energetyczno-klimatyczna stworzyła bardzo silne, popierające ją grupy interesu zarówno wśród środowisk naukowych, jak i gospodarczych. W czasie takich szczytów ich uczestnicy wzajemnie utwierdzają się w przekonaniu, że obrali słuszny kierunek. Jednak realne decyzje zapadają gdzie indziej i kiedy indziej, np. podczas rozpatrywania projektów Komisji Europejskiej przez Radę Europy. Konferencje takie jak planowana na 11 listopada mają charakter trochę naukowy, trochę propagandowy. Są drogie, ale to – niestety – część życia politycznego, polskiego i międzynarodowego, od lat.
Zjadą się antyglobaliści i to wszystko w Dzień Niepodległości.
Tak, zważywszy na prowokację sprzed dwóch lat, kiedy niemieccy bojówkarze bili naszych obywateli w stolicy w Dzień Niepodległości, można mieć wątpliwości co do wyboru daty. Równie ważny problem to wpływ, nawet pośredni, takich szczytów na polską elektroenergetykę. Zmiana zapisów rozwiązań zawartych w pakiecie klimatycznym (główną jego ideą jest hasło 3 razy 20 proc., tj. redukcja emisji CO2 o 20 proc., uzyskanie 20 proc. udziału Odnawialnych Źródeł Energii w zużyciu energii, 20-procentowa poprawa efektywności energetycznej – przyp. RM) jest bardzo potrzebna. Cena, którą zgodnie z zapisami pakietu elektrownia będzie musiała zapłacić za każdą tonę wyemitowanego CO2, będzie doliczana do ceny kilowatogodziny sprzedawanej gospodarstwom domowym i przemysłowym energii. Krótko mówiąc: zapłacimy za to my wszyscy. A w związku z tym, że te ceny w przypadku gospodarstw domowych są jeszcze w jakiś sposób kontrolowane przez Urząd Regulacji Energetyki, elektrownie obawiają się, że nie zarobią na siebie. Spółki Skarbu Państwa bronią się przed podejmowaniem decyzji inwestycyjnych rzędu miliardów złotych; twierdzą, że nie opłaca się budować nowych mocy energetycznych, stawiać nowych bloków.
Warto przypomnieć, że polska energetyka stoi na węglu.
A z nią związanych jest wiele gałęzi polskiego przemysłu. We Francji, gdzie energetyka jest postawiona na atomie, działa wiele firm związanych z nauką i inżynierią nuklearną, przetwarzaniem i utylizacją odpadów nuklearnych. Podobnie w Polsce z węglem jest powiązanych wiele przedsiębiorstw np. produkujących maszyny wydobywcze, turbiny. Gdybyśmy się zdecydowali na wygaszenie energetyki węglowej, wiele firm z długą tradycją by upadło, a tysiące ludzi straciłoby miejsca pracy. Zduszenie w Polsce tego sektora, który funkcjonuje jako jedna z podstaw polskiej gospodarki, byłoby samobójcze.
Może więc jednak dałoby się wykorzystać warszawski szczyt jako próbę wprowadzenia korekty do pakietu?
Z pewnością w okresie kryzysu finansowego i gospodarki europejskiej w fazie stagnacji byłoby Polsce o to łatwiej. Polska miała już wcześniej otwarte pole negocjacji, gdy wiodące państwa bloku euro forsowały pakt fiskalny w celu ratowania strefy euro. Państwom tym zależało na naszym poparciu potrzebnym im do przyjęcia korzystnych dla nich rozwiązań. Obecna ekipa rządząca w Polsce powinna była wtedy położyć na stół negocjacyjny pakiet energetyczno-klimatyczny, domagając się poparcia dla dokonania w nim korzystnych dla Polski zmian. Na przykład obniżenia limitu emisji CO2 z 20 na 15 proc. albo odroczenia wejścia tych niekorzystnych dla Polski regulacji w życie o kilka lat.
Niestety, polska strona nic na stół dotąd nie wyłożyła i trudno się spodziewać, że obecnie wyłoży. Donald Tusk bezrefleksyjnie przyjął pakt fiskalny, bez jakiejkolwiek próby gry o rozwiązania dla Polski korzystne.
Premier tłumaczy, że zmieniać można było w 2007 roku, a w 2008 roku i obecnie jest to niemożliwe ze względu na unijne procedury.
Tak nie jest. Myślę, że chodzi o to, że jak już raz człowiek wejdzie na określoną ścieżkę, później bardzo trudno mu się przyznać do błędu. Musiałby dokonać korekty własnych decyzji. Już wielokrotnie w Unii Europejskiej mieliśmy sytuację, że dokonywano renegocjacji wcześniej przyjętych ustaleń. Tymczasem mamy do czynienia z przerzucaniem odpowiedzialności za pakiet klimatyczny na rządy PiS-u w 2007 roku. Jednak pakiet został podpisany na szczycie grudniowym w 2008 roku, kiedy Polskę reprezentował Tusk. To on zgodził na pakiet klimatyczny z tymi, a nie innymi zapisami.
Niestety, całość postepowania w sprawach zagranicznych ekipy Tusk-Sikorski polega na potakiwaniu. Nie mają oni zdolności do zdefiniowania polskich celów politycznych czy gospodarczych i walki o nie. Zresztą już wielokrotnie przyznawali, że chcą płynąć z „głównym nurtem” i nie wychylać się. A tu trzeba się wychylać, trzeba głośno mówić.
O czym głównie?
O tym, powtórzę, że w Europie są różnego typu gospodarki. Inaczej działające we Francji, Niemczech, Włoszech, Skandynawii i Polsce. My mamy typ oparty na energii z węgla. Mamy prawo oczekiwać, że nasze interesy z tym związane będą wzięte pod uwagę.
Źródło: Idziemy. Czytaj dalej…
Autor
Paweł Szałamacha
Członek Rady Instytutu Sobieskiego