Tomasz Rożek: Jak się mają polskie łupki? Jakoś cicho o nich.
Jan Staniłko: – No tak. Najpierw był okres euforyczny, wywołany amerykańskimi, a potem polskimi szacunkami co do ilości gazu w pokładach łpkowych. Potem Ministerstwo Ochrony Środowiska rozpoczęło dosyć hojną akcję rozdawania koncesji. Teraz jest pat, a w niektórych przypadkach nie tyle stoimy w miejscu, co wręcz się cofamy. Do Polski koncesjonariusze zgłaszali się już od 2008 r., zanim rozpoczął się boom koncesyjny. Pierwsi zabralinajlepsze działki, potem wydano koncesje właściwie na cały obszar, gdzie łupki mogą występować. Robiono to, mimo że polskie prawo nie było przygotowane na taki proces. Ono było pisane dla dużych państwowych firm wydobywczych. Jak słyszy się o rewolucji łupkowej w USA, tym bardziej irytują informacje o naszych zaniedbaniach. Co konkretnie zostało źle zrobione?
– Prawo zaczęto zmieniać dopiero wtedy, gdy rozdano praktycznie wszystkie koncesje. Co gorsza, zmieniono je w sposób niedostateczny. Mimo że na oczach legislatorów rozgrywał się proces szybkiego wchodzenia firm zachodnich do Polski, nowe prawo nie zostało w odpowiedni sposób skonstruowane. Wprawdzie nieco poprawiono prawo geologiczne, ale do tej pory nie określono zasad eksploatacji. Wciąż panuje niepewność co do tempa zwrotu z inwestycji, czyli istoty tego, co musi dobry system prawny zawierać. Gdy centrale największych na świecie graczy na rynku wydobycia surowców pytają pracujących w Polsce menedżerów o perspektywy zysków, oni nie są w stanie udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, bo nie ma odpowiednich ram regulacyjnych. A bez stabilnego otoczenia nikt nie będzie wykładał na poszukiwania dużych pieniędzy. W efekcie w całym kraju mamy nieco ponad 30 odwiertów, a tylko kilka jest wystarczająco zaawansowanych, by móc powiedzieć, że jest w nich gaz. Duża część koncesjonariuszy „jedzie na gapę”. Nie inwestują swoich pieniędzy – a chodzi o dziesiątki milionów dolarów za jeden odwiert – bo albo są spekulantami, albo czekają na potwierdzenie surowca, aby wyłożyć swoje pieniądze. Jest więc pat.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Nie jesteśmy przygotowani
Tomasz Rożek: Jak się mają polskie łupki? Jakoś cicho o nich.
Jan Staniłko: – No tak. Najpierw był okres euforyczny, wywołany amerykańskimi, a potem polskimi szacunkami co do ilości gazu w pokładach łpkowych. Potem Ministerstwo Ochrony Środowiska rozpoczęło dosyć hojną akcję rozdawania koncesji. Teraz jest pat, a w niektórych przypadkach nie tyle stoimy w miejscu, co wręcz się cofamy. Do Polski koncesjonariusze zgłaszali się już od 2008 r., zanim rozpoczął się boom koncesyjny. Pierwsi zabralinajlepsze działki, potem wydano koncesje właściwie na cały obszar, gdzie łupki mogą występować. Robiono to, mimo że polskie prawo nie było przygotowane na taki proces. Ono było pisane dla dużych państwowych firm wydobywczych.
Jak słyszy się o rewolucji łupkowej w USA, tym bardziej irytują informacje o naszych zaniedbaniach. Co konkretnie zostało źle zrobione?
– Prawo zaczęto zmieniać dopiero wtedy, gdy rozdano praktycznie wszystkie koncesje. Co gorsza, zmieniono je w sposób niedostateczny. Mimo że na oczach legislatorów rozgrywał się proces szybkiego wchodzenia firm zachodnich do Polski, nowe prawo nie zostało w odpowiedni sposób skonstruowane. Wprawdzie nieco poprawiono prawo geologiczne, ale do tej pory nie określono zasad eksploatacji. Wciąż panuje niepewność co do tempa zwrotu z inwestycji, czyli istoty tego, co musi dobry system prawny zawierać. Gdy centrale największych na świecie graczy na rynku wydobycia surowców pytają pracujących w Polsce menedżerów o perspektywy zysków, oni nie są w stanie udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, bo nie ma odpowiednich ram regulacyjnych. A bez stabilnego otoczenia nikt nie będzie wykładał na poszukiwania dużych pieniędzy. W efekcie w całym kraju mamy nieco ponad 30 odwiertów, a tylko kilka jest wystarczająco zaawansowanych, by móc powiedzieć, że jest w nich gaz. Duża część koncesjonariuszy „jedzie na gapę”. Nie inwestują swoich pieniędzy – a chodzi o dziesiątki milionów dolarów za jeden odwiert – bo albo są spekulantami, albo czekają na potwierdzenie surowca, aby wyłożyć swoje pieniądze. Jest więc pat.
Więcej w wydaniu papierowym lub e-wydaniu.
Źródło: Gość Niedzielny. Czytaj dalej…
Autor
Jan Filip Staniłko
Były ekspert w dziedzinie Ekonomia polityczna