Zeszłotygodniowa wizyta premiera Republiki Turcji przeszła praktycznie bez echa. Informacje o przylocie Recepa Tayyipa Erdoğana miały charakter marginalny, a czołowe polskie stacje telewizyjne nie zamieściły o nim nawet najkrótszej wzmianki w swych serwisach informacyjnych.
W jednym z nich pokazany został co prawda premier Donald Tusk na tle polskich i tureckich flag, tyle że w zupełnie innym kontekście. Przy okazji – wizyta zagranicznego gościa ponownie posłużyła za pretekst do omawiania najważniejszych aspektów bieżącej polityki wewnętrznej, co naprawdę nie jest ani konstruktywne, ani nawet przyjęte w światowej dyplomacji. Za komentarz mogą posłużyć miny zagranicznych gości, którzy naprawdę nie mają obowiązku orientować się w uprzejmościach na linii Pałac Prezydencki – Kancelaria Prezesa Rady Ministrów lub dlaczego Kraków, a nie Gdańsk.
Wyjątek stanowiła TVP Info, przy czym dyskusja z udziałem eksperta ograniczała się jedynie do powtarzania utrwalonych, sztampowych wiadomości dotyczących ewentualnego udziału Turcji w procesie integracji europejskiej. I tyle. Ani słowa o stanie stosunków polsko-tureckich, poza nieudaną próbą ustalenia daty poprzedniego spotkania na szczeblu szefów rządów w Polsce. Następnego dnia moi tureccy studenci pytali mnie jak wizyta ich premiera jest komentowana w polskich mediach. No cóż, jako naukowiec muszę trzymać się stanu faktycznego. Widziałem zawód w ich oczach, bo przecież przedtem tyle razy uświadamiałem im jak wiele łączyło i nadal łączy nasze narody. Cóż, jaka organizacja wizyty, takie jej nagłośnienie. Oczywiście można stwierdzić, że nic się nie stało, ale…
Turcja stopniowo zyskuje na znaczeniu nie tylko w skali regionalnej (Bliski Wschód), ale także globalnej. Najlepszym dowodem na słuszność takiego stwierdzenia stanowią rezultaty ostatniego szczytu Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego. Turcja wystąpiła w nim jako główny rozgrywający, co z szacunkiem podkreślała nowa administracja amerykańska. Punktem kulminacyjnym było wystąpienie prezydenta Baracka Obamy, który w Ankarze podkreślił znaczenie Turcji w polityce międzynarodowej oraz dopingował państwa członkowskie UE do przyspieszenia negocjacji akcesyjnych z Turcją. Podobne gesty w kierunku Ankary wykonują regularnie także Brytyjczycy czy Rosjanie, choć ci ostatni oczywiście z innych powodów.
Reasumując, przy okazji wizyty Recepa Tayyipa Erdoğana pojawiła się poważna wątpliwość czy polskie władze mają jakikolwiek pomysł na wykorzystanie ewentualnego członkostwa Turcji w Unii Europejskiej, nawet jeśli miałoby ono stać się faktem dopiero w 2023 roku, w stulecie proklamacji republiki. Bez wątpienia Turcja byłaby dla nas bardzo pożądanym sojusznikiem w większości unijnych głosowań w ramach Rady Unii Europejskiej. Niemniej, należy wyraźnie podkreślić, że tureckie władze są świadome potencjału, jakim już teraz dysponują, i trudno będzie zadowolić je pojedynczymi deklaracjami poparcia. Tylko długofalowa, konsekwentna polityka wspierania Turcji w trakcie negocjacji akcesyjnych z UE jest w stanie przyczynić się do maksymalizacji politycznych i ekonomicznych zysków. Turcja nie zapomina o sojusznikach, co niestety nie jest już normą.
W tym kontekście pojawia się inne, o wiele szersze i poważniejsze pytanie – co z naszą polityką zagraniczną na Bliskim Wschodzie? O ile mamy jeszcze jakąś, nie licząc umów o charakterze gospodarczym. Naturalnie trudno konkurować z wpływami brytyjskimi, francuskimi czy niemieckimi w regionie, ale warto pamiętać o podstawowej zasadzie – nieobecni nie mają głosu. Nawet kryzys finansowy nie jest wystarczającym powodem do ograniczania aktywności w tej części świata.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Co z tą Turcją?
Zeszłotygodniowa wizyta premiera Republiki Turcji przeszła praktycznie bez echa. Informacje o przylocie Recepa Tayyipa Erdoğana miały charakter marginalny, a czołowe polskie stacje telewizyjne nie zamieściły o nim nawet najkrótszej wzmianki w swych serwisach informacyjnych.
W jednym z nich pokazany został co prawda premier Donald Tusk na tle polskich i tureckich flag, tyle że w zupełnie innym kontekście. Przy okazji – wizyta zagranicznego gościa ponownie posłużyła za pretekst do omawiania najważniejszych aspektów bieżącej polityki wewnętrznej, co naprawdę nie jest ani konstruktywne, ani nawet przyjęte w światowej dyplomacji. Za komentarz mogą posłużyć miny zagranicznych gości, którzy naprawdę nie mają obowiązku orientować się w uprzejmościach na linii Pałac Prezydencki – Kancelaria Prezesa Rady Ministrów lub dlaczego Kraków, a nie Gdańsk.
Wyjątek stanowiła TVP Info, przy czym dyskusja z udziałem eksperta ograniczała się jedynie do powtarzania utrwalonych, sztampowych wiadomości dotyczących ewentualnego udziału Turcji w procesie integracji europejskiej. I tyle. Ani słowa o stanie stosunków polsko-tureckich, poza nieudaną próbą ustalenia daty poprzedniego spotkania na szczeblu szefów rządów w Polsce. Następnego dnia moi tureccy studenci pytali mnie jak wizyta ich premiera jest komentowana w polskich mediach. No cóż, jako naukowiec muszę trzymać się stanu faktycznego. Widziałem zawód w ich oczach, bo przecież przedtem tyle razy uświadamiałem im jak wiele łączyło i nadal łączy nasze narody. Cóż, jaka organizacja wizyty, takie jej nagłośnienie. Oczywiście można stwierdzić, że nic się nie stało, ale…
Turcja stopniowo zyskuje na znaczeniu nie tylko w skali regionalnej (Bliski Wschód), ale także globalnej. Najlepszym dowodem na słuszność takiego stwierdzenia stanowią rezultaty ostatniego szczytu Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego. Turcja wystąpiła w nim jako główny rozgrywający, co z szacunkiem podkreślała nowa administracja amerykańska. Punktem kulminacyjnym było wystąpienie prezydenta Baracka Obamy, który w Ankarze podkreślił znaczenie Turcji w polityce międzynarodowej oraz dopingował państwa członkowskie UE do przyspieszenia negocjacji akcesyjnych z Turcją. Podobne gesty w kierunku Ankary wykonują regularnie także Brytyjczycy czy Rosjanie, choć ci ostatni oczywiście z innych powodów.
Reasumując, przy okazji wizyty Recepa Tayyipa Erdoğana pojawiła się poważna wątpliwość czy polskie władze mają jakikolwiek pomysł na wykorzystanie ewentualnego członkostwa Turcji w Unii Europejskiej, nawet jeśli miałoby ono stać się faktem dopiero w 2023 roku, w stulecie proklamacji republiki. Bez wątpienia Turcja byłaby dla nas bardzo pożądanym sojusznikiem w większości unijnych głosowań w ramach Rady Unii Europejskiej. Niemniej, należy wyraźnie podkreślić, że tureckie władze są świadome potencjału, jakim już teraz dysponują, i trudno będzie zadowolić je pojedynczymi deklaracjami poparcia. Tylko długofalowa, konsekwentna polityka wspierania Turcji w trakcie negocjacji akcesyjnych z UE jest w stanie przyczynić się do maksymalizacji politycznych i ekonomicznych zysków. Turcja nie zapomina o sojusznikach, co niestety nie jest już normą.
W tym kontekście pojawia się inne, o wiele szersze i poważniejsze pytanie – co z naszą polityką zagraniczną na Bliskim Wschodzie? O ile mamy jeszcze jakąś, nie licząc umów o charakterze gospodarczym. Naturalnie trudno konkurować z wpływami brytyjskimi, francuskimi czy niemieckimi w regionie, ale warto pamiętać o podstawowej zasadzie – nieobecni nie mają głosu. Nawet kryzys finansowy nie jest wystarczającym powodem do ograniczania aktywności w tej części świata.
Autor
dr Przemysław Osiewicz