Toczący się obecnie konflikt wokół Ukrainy między Rosją a Zachodem ujawnia szereg interesujących zjawisk. Mają one ważne implikacje strategiczne. Po pierwsze, wiodące znaczenie w tej rozgrywce mają Rosja i Stany Zjednoczone Ameryki, a pozycja Europy jako sojusznika amerykańskiego jest drugoplanowa. W ten sposób niejako wracamy do rzeczywistości dwubiegunowej w naszej części świata. Rzeczywistości, która zdawała się być dawno zapomniana wraz z upadkiem ładu zimnowojennego, rozpadem ZSRR, postępami integracji europejskiej oraz stopniowym wycofywaniem się USA ze Starego Kontynentu. Nie znaczy to, że w Europie ponownie decydować będą tylko dwa główne mocarstwa: USA i Rosja.
Niemniej, rozwój sytuacji geopolitycznej w 2014 roku wskazuje, że Europa – pomimo postępów integracji – nie jest przygotowana na poważny kryzys geopolityczny i nadal w sytuacji krytycznej w dużej mierze oczekuje wsparcia, a nawet przywództwa ze strony Stanów Zjednoczonych. Polityka zagraniczna Unii w warunkach kryzysu międzynarodowego praktycznie nie istnieje. Liczą się wówczas jedynie konsultacje między największymi państwami i próby działań podejmowanych przez dyplomacje narodowe. Rozbieżność interesów między krajami europejskimi jest jeszcze bardziej widoczna i w oczywisty sposób obniża skuteczność działań antykryzysowych. Kolejne szczyty europejskich polityków, a także buńczuczne wypowiedzi poszczególnych decydentów wydają się być wręcz groteskowe, gdyż z góry wiadomo, że nie stoi za nimi żadna konkretna siła.
Po drugie, eskalacja przemocy ze strony Rosji, w tym zwłaszcza jednostronne zajęcie Krymu i możliwość kolejnych roszczeń terytorialnych i innych działań destabilizujących sytuację polityczną i gospodarczą na Ukrainie – nie spotkała się z odpowiednio twardą odpowiedzią Zachodu. Świadczy to moim zdaniem o wyczerpaniu USA i państw Unii Europejskiej (UE) długotrwałym kryzysem gospodarczym. Może też dowodzić głębszego słabnięcia strategicznego sojuszu transatlantyckiego. Bez wątpienia, względna słabość Zachodu zachęcała Rosję do zdecydowanych kroków, które wcześniej nie mieściły się w spektrum rozpatrywanych scenariuszy. Zapowiada też kolejne kłopoty ze strony Rosji (i innych mocarstw wschodzących).
Dobrym przykładem demonstrującym wpływ kryzysu zadłużenia na potencjał geopolityczny Europy są wskaźniki wydatków na obronę. W wielu państwach UE od roku 2008 one spadają, na przykład we Włoszech (uwzględniając inflację) zmniejszyły się o ponad 21 proc., o blisko 10 proc. w Wielkiej Brytanii i o ponad 4 proc. w Niemczech. W tym samym czasie wzrosły w Rosji o ponad 30 proc. Budżet obronny tego państwa przewyższa wydatki jakiegokolwiek państwa UE, przykładowo jest większy dziesięciokrotnie od polskiego. Osobnym problemem jest kwestia efektywności wydatków Rosji na uzbrojenie. Niemniej sytuacja budżetowa tego państwa i skala jego dochodów uzyskiwanych ze sprzedaży surowców energetycznych wyraźnie kontrastuje z zadłużeniem państw zachodnioeuropejskich i pozwala na znacznie większe finansowanie sił zbrojnych. Warto też zauważyć, że rezerwy kapitałowe tego państwa przekraczają 450 mld $.
Po trzecie, działania Rosji można oceniać w perspektywie geoekonomicznej. Moskwa stosuje wiele różnych, choć wzajemnie ze sobą powiązanych, instrumentów wywierania presji w stosunkach międzynarodowych. Poczynając od środków militarnych, czego najlepszym przykładem były działania wobec Ukrainy (m.in. aneksja Krymu), poprzez sankcje odwetowe wobec USA w postaci zawieszenia współpracy kosmicznej, co ma bezpośrednie znaczenie dla amerykańskiego bezpieczeństwa i potencjału wojskowego (Rosja odmówiła m.in. możliwości dalszego wykorzystywania rosyjskich silników rakietowych do wynoszenia na orbitę amerykańskich satelitów wojskowych oraz dostępu do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej po roku 2020), aż po korzystanie z wielu instrumentów ekonomicznych, zwłaszcza energetycznych. W ten sposób polityka gospodarcza staje się kluczowym narzędziem realizacji celów geopolitycznych tego państwa. A to jest istotą geoekonomii. Co więcej, Rosja zyskała wyraźną przewagę strategiczną nad Europą właśnie dzięki umiejętności posługiwania się geoekonomią. To ona dysponuje instrumentem presji ekonomicznej – mogąc w dowolnej sytuacji zakręcić kurki z gazem lub ropą. Zależność Europy od rosyjskich dostaw źródeł energetycznych sięga około 30 procent. W przypadku gazu ziemnego największa gospodarka UE, czyli niemiecka opiera się w 35 proc. na dostawach z Rosji. Inne państwa są jeszcze bardziej zależne od dostaw rosyjskich, przykładowo Polska w niemal 80 proc., Bułgaria, Czechy, Słowacja, Finlandia i kraje nadbałtyckie w 100. Około 50 proc. dostaw gazu do Europy płynie przez terytorium Ukrainy.
Jednocześnie szanse na to, że w krótkim okresie czasu wspomniana zależność się zmniejszy – są znikome. Ani zwiększenie dostaw gazu skroplonego, ani podjęcie wydobycia gazu z łupków nie może zostać podjęte szybko. Zapewne nie zdoła w pełni zrównoważyć dostaw rosyjskich, nawet w dłuższej perspektywie. Przykładowo eksport gazu skroplonego z USA dopiero ma się rozpocząć, a planowane kontrakty są przeznaczone głównie do odbiorców azjatyckich, a nie europejskich. Ale nawet cały eksport amerykańskiego gazu, który ma sięgnąć 6-7 mld stóp sześciennych dziennie w połowie następnej dekady nie zrównoważyłby importu rosyjskiego gazu do UE (w zeszłym roku było to 16 mld stóp sześciennych dziennie [tj. 0,45 metra sześciennego dziennie]).
Ponieważ około 50 proc. dochodów Federacji Rosyjskiej pochodzi ze sprzedaży surowców energetycznych, dlatego Amerykanie dążą do osłabienia potencjału energetycznego tego państwa. Jednym z pomysłów miało być wprowadzenie embarga na nowoczesne technologie niezbędne do wydobycia tych surowców w Rosji we wszystkich nowych kontraktach inwestycyjnych realizowanych przez zachodnie korporacje. USA dążą przede wszystkim do zmniejszenia rosyjskiego eksportu surowców do Europy, co nie tylko zmniejszyłoby możliwość presji politycznej ze strony Moskwy, ale także może uderzyć w dochody czerpane z sektora energetycznego. Odpowiedzią Rosjan na te zapowiedzi było podpisanie 30-letniego kontraktu gazowego z Chinami, przekraczającego wartość 400 mld$. Eksport z Rosji w ramach tego porozumienia jest planowany na około 38 mld metrów sześciennych gazu rocznie (poczynając od 2018 roku). Przy czym docelowo może wzrosnąć ponad trzykrotnie (a więc będzie wówczas porównywalny do tego, co obecnie importuje cała UE z Rosji). Można też wątpić, czy czołowe europejskie koncerny energetyczne (m.in. Royal Dutch Shell, Statoil, Total, Eni, BP) planujące kolejne inwestycje w Rosji będą chciały zastosować się do tych sankcji. Jest to tylko kolejny przykład na rzecz tezy, że sankcje Zachodu wobec Rosji są mało wiarygodne, nieporównywalne do wcześniejszych sankcji wprowadzonych wobec Iranu. Znacznie trudniej bowiem izolować Rosję, także dlatego, że dysponuje ona instrumentami nacisku, których zastosowanie w odwecie byłoby bardzo kosztowne dla państw zachodnich. Okazuje się wręcz, że to raczej Rosja może podjąć sankcje wobec Zachodu, a nie na odwrót.
Socjolog, politolog i historyk. Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w analizie polityk gospodarczych w UE i w państwach członkowskich, a także w zarządzaniu publicznym, geoekonomii, europeizacji i myśli teoretycznej dotyczącej integracji europejskiej. Ostatnio opublikował: „Pokryzysowa Europa” (PISM 2018). Stypendysta Uniwersytetu w Oxfordzie, Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, Uniwersytetu Yale, Uniwersytetu Georgetown, a także instytutu Nauk Społecznych im. Max’a Planck’a w Kolonii.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
O geoekonomii konfliktu ukraińskiego
Toczący się obecnie konflikt wokół Ukrainy między Rosją a Zachodem ujawnia szereg interesujących zjawisk. Mają one ważne implikacje strategiczne. Po pierwsze, wiodące znaczenie w tej rozgrywce mają Rosja i Stany Zjednoczone Ameryki, a pozycja Europy jako sojusznika amerykańskiego jest drugoplanowa. W ten sposób niejako wracamy do rzeczywistości dwubiegunowej w naszej części świata. Rzeczywistości, która zdawała się być dawno zapomniana wraz z upadkiem ładu zimnowojennego, rozpadem ZSRR, postępami integracji europejskiej oraz stopniowym wycofywaniem się USA ze Starego Kontynentu. Nie znaczy to, że w Europie ponownie decydować będą tylko dwa główne mocarstwa: USA i Rosja.
Niemniej, rozwój sytuacji geopolitycznej w 2014 roku wskazuje, że Europa – pomimo postępów integracji – nie jest przygotowana na poważny kryzys geopolityczny i nadal w sytuacji krytycznej w dużej mierze oczekuje wsparcia, a nawet przywództwa ze strony Stanów Zjednoczonych. Polityka zagraniczna Unii w warunkach kryzysu międzynarodowego praktycznie nie istnieje. Liczą się wówczas jedynie konsultacje między największymi państwami i próby działań podejmowanych przez dyplomacje narodowe. Rozbieżność interesów między krajami europejskimi jest jeszcze bardziej widoczna i w oczywisty sposób obniża skuteczność działań antykryzysowych. Kolejne szczyty europejskich polityków, a także buńczuczne wypowiedzi poszczególnych decydentów wydają się być wręcz groteskowe, gdyż z góry wiadomo, że nie stoi za nimi żadna konkretna siła.
Po drugie, eskalacja przemocy ze strony Rosji, w tym zwłaszcza jednostronne zajęcie Krymu i możliwość kolejnych roszczeń terytorialnych i innych działań destabilizujących sytuację polityczną i gospodarczą na Ukrainie – nie spotkała się z odpowiednio twardą odpowiedzią Zachodu. Świadczy to moim zdaniem o wyczerpaniu USA i państw Unii Europejskiej (UE) długotrwałym kryzysem gospodarczym. Może też dowodzić głębszego słabnięcia strategicznego sojuszu transatlantyckiego. Bez wątpienia, względna słabość Zachodu zachęcała Rosję do zdecydowanych kroków, które wcześniej nie mieściły się w spektrum rozpatrywanych scenariuszy. Zapowiada też kolejne kłopoty ze strony Rosji (i innych mocarstw wschodzących).
Dobrym przykładem demonstrującym wpływ kryzysu zadłużenia na potencjał geopolityczny Europy są wskaźniki wydatków na obronę. W wielu państwach UE od roku 2008 one spadają, na przykład we Włoszech (uwzględniając inflację) zmniejszyły się o ponad 21 proc., o blisko 10 proc. w Wielkiej Brytanii i o ponad 4 proc. w Niemczech. W tym samym czasie wzrosły w Rosji o ponad 30 proc. Budżet obronny tego państwa przewyższa wydatki jakiegokolwiek państwa UE, przykładowo jest większy dziesięciokrotnie od polskiego. Osobnym problemem jest kwestia efektywności wydatków Rosji na uzbrojenie. Niemniej sytuacja budżetowa tego państwa i skala jego dochodów uzyskiwanych ze sprzedaży surowców energetycznych wyraźnie kontrastuje z zadłużeniem państw zachodnioeuropejskich i pozwala na znacznie większe finansowanie sił zbrojnych. Warto też zauważyć, że rezerwy kapitałowe tego państwa przekraczają 450 mld $.
Po trzecie, działania Rosji można oceniać w perspektywie geoekonomicznej. Moskwa stosuje wiele różnych, choć wzajemnie ze sobą powiązanych, instrumentów wywierania presji w stosunkach międzynarodowych. Poczynając od środków militarnych, czego najlepszym przykładem były działania wobec Ukrainy (m.in. aneksja Krymu), poprzez sankcje odwetowe wobec USA w postaci zawieszenia współpracy kosmicznej, co ma bezpośrednie znaczenie dla amerykańskiego bezpieczeństwa i potencjału wojskowego (Rosja odmówiła m.in. możliwości dalszego wykorzystywania rosyjskich silników rakietowych do wynoszenia na orbitę amerykańskich satelitów wojskowych oraz dostępu do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej po roku 2020), aż po korzystanie z wielu instrumentów ekonomicznych, zwłaszcza energetycznych. W ten sposób polityka gospodarcza staje się kluczowym narzędziem realizacji celów geopolitycznych tego państwa. A to jest istotą geoekonomii. Co więcej, Rosja zyskała wyraźną przewagę strategiczną nad Europą właśnie dzięki umiejętności posługiwania się geoekonomią. To ona dysponuje instrumentem presji ekonomicznej – mogąc w dowolnej sytuacji zakręcić kurki z gazem lub ropą. Zależność Europy od rosyjskich dostaw źródeł energetycznych sięga około 30 procent. W przypadku gazu ziemnego największa gospodarka UE, czyli niemiecka opiera się w 35 proc. na dostawach z Rosji. Inne państwa są jeszcze bardziej zależne od dostaw rosyjskich, przykładowo Polska w niemal 80 proc., Bułgaria, Czechy, Słowacja, Finlandia i kraje nadbałtyckie w 100. Około 50 proc. dostaw gazu do Europy płynie przez terytorium Ukrainy.
Jednocześnie szanse na to, że w krótkim okresie czasu wspomniana zależność się zmniejszy – są znikome. Ani zwiększenie dostaw gazu skroplonego, ani podjęcie wydobycia gazu z łupków nie może zostać podjęte szybko. Zapewne nie zdoła w pełni zrównoważyć dostaw rosyjskich, nawet w dłuższej perspektywie. Przykładowo eksport gazu skroplonego z USA dopiero ma się rozpocząć, a planowane kontrakty są przeznaczone głównie do odbiorców azjatyckich, a nie europejskich. Ale nawet cały eksport amerykańskiego gazu, który ma sięgnąć 6-7 mld stóp sześciennych dziennie w połowie następnej dekady nie zrównoważyłby importu rosyjskiego gazu do UE (w zeszłym roku było to 16 mld stóp sześciennych dziennie [tj. 0,45 metra sześciennego dziennie]).
Ponieważ około 50 proc. dochodów Federacji Rosyjskiej pochodzi ze sprzedaży surowców energetycznych, dlatego Amerykanie dążą do osłabienia potencjału energetycznego tego państwa. Jednym z pomysłów miało być wprowadzenie embarga na nowoczesne technologie niezbędne do wydobycia tych surowców w Rosji we wszystkich nowych kontraktach inwestycyjnych realizowanych przez zachodnie korporacje. USA dążą przede wszystkim do zmniejszenia rosyjskiego eksportu surowców do Europy, co nie tylko zmniejszyłoby możliwość presji politycznej ze strony Moskwy, ale także może uderzyć w dochody czerpane z sektora energetycznego. Odpowiedzią Rosjan na te zapowiedzi było podpisanie 30-letniego kontraktu gazowego z Chinami, przekraczającego wartość 400 mld$. Eksport z Rosji w ramach tego porozumienia jest planowany na około 38 mld metrów sześciennych gazu rocznie (poczynając od 2018 roku). Przy czym docelowo może wzrosnąć ponad trzykrotnie (a więc będzie wówczas porównywalny do tego, co obecnie importuje cała UE z Rosji). Można też wątpić, czy czołowe europejskie koncerny energetyczne (m.in. Royal Dutch Shell, Statoil, Total, Eni, BP) planujące kolejne inwestycje w Rosji będą chciały zastosować się do tych sankcji. Jest to tylko kolejny przykład na rzecz tezy, że sankcje Zachodu wobec Rosji są mało wiarygodne, nieporównywalne do wcześniejszych sankcji wprowadzonych wobec Iranu. Znacznie trudniej bowiem izolować Rosję, także dlatego, że dysponuje ona instrumentami nacisku, których zastosowanie w odwecie byłoby bardzo kosztowne dla państw zachodnich. Okazuje się wręcz, że to raczej Rosja może podjąć sankcje wobec Zachodu, a nie na odwrót.
Autor
prof. Tomasz G. Grosse
Socjolog, politolog i historyk. Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w analizie polityk gospodarczych w UE i w państwach członkowskich, a także w zarządzaniu publicznym, geoekonomii, europeizacji i myśli teoretycznej dotyczącej integracji europejskiej. Ostatnio opublikował: „Pokryzysowa Europa” (PISM 2018). Stypendysta Uniwersytetu w Oxfordzie, Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, Uniwersytetu Yale, Uniwersytetu Georgetown, a także instytutu Nauk Społecznych im. Max’a Planck’a w Kolonii.