Ta sekwencja zdarzeń poraża. Stanowi popis rządowej nieudolności i wiarołomstwa, za które cenę płacą rodzice i dzieci.
Dokładnie rok temu tkwiliśmy w środku zawieruchy związanej z drastycznymi podwyżkami opłat za przedszkola. 8 września 2011 roku premier Donald Tusk przeprosił za to rodziców, zrzucając wtedy odpowiedzialność na Bogu ducha winne samorządy. Przed październikowymi wyborami przyszła jednak refleksja i rząd obiecał zająć się tą kwestią.
Do tematu wrócił w lutym. Tusk mówił wtedy, że opłaty za przedszkole „nie powinny być dewastujące dla kieszeni rodziców”. I deklarował: „W roku 2013 uruchomimy pomoc w postaci jakiejś formy subwencji lub dotacji”. A w marcu padła konkretna kwota – 500 mln zł.
Wrzesień tego roku. Rodzice znów płacą za przedszkola więcej, niekiedy nawet o 100 proc., a rząd wycofuje się z poprzednich deklaracji – nie wpisuje do przyszłorocznego budżetu obiecanej pomocy na opiekę nad dziećmi. Nie zamierza też w tej sprawie robić nic innego.
Nie chodzi tu wyłącznie o łamanie obietnic, jawne wręcz mijanie się z prawdą. Do tego przywykamy. Raz OFE zostaje, później jest cięte, podatki mają nie rosnąć, by pójść w górę, ACTA jest dobra, a później zła. Ale najbardziej martwi krótkowzroczne, szkodliwe wręcz podejście do polityki demograficznej, do wsparcia rodzin, generalnie – do polityki społecznej.
Wydatki na przedszkola to jeden z najlepszych sposobów inwestowania pieniędzy pochodzących z naszych podatków. Dzięki nim dzieci mają większe szanse na rozwój, rodzice na pracę, rodzi się więcej dzieci, gospodarka korzysta na większej aktywności zawodowej kobiet i lepszym przygotowaniu maluchów do życia. Oczywiście nie chodzi o to, aby do przedszkola wysyłać kogokolwiek na siłę, ale powinno być tak, że rodzice, którzy chcą dziecko tam umieścić, mają do tego prawo, bez potrzeby wpłacania czesnego na poziomie 700-1000 zł. To opłaca się wszystkim.
Ten argument podnoszą w swoich postulatach nawet „oświecone” kongresowe kobiety. Co z tego, skoro premier Tusk, deklarując feministkom, że „nie stać nas, aby połowa populacji była tłamszona przez bariery”, woli obiecać im nieszczęsne parytety, zamiast zająć się realnymi problemami płci pięknej.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Plecami do rodziców
Ta sekwencja zdarzeń poraża. Stanowi popis rządowej nieudolności i wiarołomstwa, za które cenę płacą rodzice i dzieci.
Dokładnie rok temu tkwiliśmy w środku zawieruchy związanej z drastycznymi podwyżkami opłat za przedszkola. 8 września 2011 roku premier Donald Tusk przeprosił za to rodziców, zrzucając wtedy odpowiedzialność na Bogu ducha winne samorządy. Przed październikowymi wyborami przyszła jednak refleksja i rząd obiecał zająć się tą kwestią.
Do tematu wrócił w lutym. Tusk mówił wtedy, że opłaty za przedszkole „nie powinny być dewastujące dla kieszeni rodziców”. I deklarował: „W roku 2013 uruchomimy pomoc w postaci jakiejś formy subwencji lub dotacji”. A w marcu padła konkretna kwota – 500 mln zł.
Wrzesień tego roku. Rodzice znów płacą za przedszkola więcej, niekiedy nawet o 100 proc., a rząd wycofuje się z poprzednich deklaracji – nie wpisuje do przyszłorocznego budżetu obiecanej pomocy na opiekę nad dziećmi. Nie zamierza też w tej sprawie robić nic innego.
Nie chodzi tu wyłącznie o łamanie obietnic, jawne wręcz mijanie się z prawdą. Do tego przywykamy. Raz OFE zostaje, później jest cięte, podatki mają nie rosnąć, by pójść w górę, ACTA jest dobra, a później zła. Ale najbardziej martwi krótkowzroczne, szkodliwe wręcz podejście do polityki demograficznej, do wsparcia rodzin, generalnie – do polityki społecznej.
Wydatki na przedszkola to jeden z najlepszych sposobów inwestowania pieniędzy pochodzących z naszych podatków. Dzięki nim dzieci mają większe szanse na rozwój, rodzice na pracę, rodzi się więcej dzieci, gospodarka korzysta na większej aktywności zawodowej kobiet i lepszym przygotowaniu maluchów do życia. Oczywiście nie chodzi o to, aby do przedszkola wysyłać kogokolwiek na siłę, ale powinno być tak, że rodzice, którzy chcą dziecko tam umieścić, mają do tego prawo, bez potrzeby wpłacania czesnego na poziomie 700-1000 zł. To opłaca się wszystkim.
Ten argument podnoszą w swoich postulatach nawet „oświecone” kongresowe kobiety. Co z tego, skoro premier Tusk, deklarując feministkom, że „nie stać nas, aby połowa populacji była tłamszona przez bariery”, woli obiecać im nieszczęsne parytety, zamiast zająć się realnymi problemami płci pięknej.
Źródło: Rzeczpospolita. Czytaj dalej…
Autor
Bartosz Marczuk
Były ekspert w dziedzinie Polityka społeczna